Maratonu nie biegnie się ot tak, wstając z kanapy. Owszem, zdarzają się wyjątki, uzdolnionych, wszechstronnie wysportowanych ludzi, którzy bez szczególnego przygotowania są w stanie przebiec maraton, ale te nieliczne jednostki wcześniej wypociły sporo godzin, trenując jakąś formę ruchu. Najczęściej jednak trzeba sporo przygotowań, by poczuć satysfakcję, mijając metę wyścigu maratońskiego, czy osiągając jakiekolwiek inne wyzwanie. Wymaga to planowania, zdobywania wiedzy i treningu. Długich godzin, miesięcy, czasem lat ćwiczeń. Potrzeba wyrzeczeń, czasem wstawania o 5 rano, by zrobić trening, często rezygnacji z rozrywek i przyjemności. Potrzeba dbałości o najmniejsze szczegóły - wyżywienie, nawodnienie, siłę, regenerację, sprzęt. I przede wszystkim ogromnego wysiłku woli. Żeby się nie poddać po pierwszych niepowodzeniach. Czasem pokory, by dopasować plan, przeczekać kontuzję, przełknąć gorycz porażki, niespełnionych oczekiwań. Potrzeba elastyczności, by wizja przygotowań do maratonu nie wpłynęła negatywnie na inne życiowe plany. Jeśli przyjrzeć się temu z dystansem, to czasem długie miesiące, a nawet lata przygotowań prowadzą później do kilku godzin biegu.
Tak samo jest w każdym innym sporcie. Liczy się droga, czasem długa droga pełna wysiłku, by celebrować sukces i zrobić zdjęcie na szczycie zdobytej góry lub na mecie.
Tak samo będzie też w biznesie. Żeby osiągnąć zakładany cel trzeba planu, wysiłku, pracy, koordynacji wielu działań. I szerszego spojrzenia, by dążenie do celu nie było ślepe i by przy okazji nie utracić czegoś cennego.
Wszystko to wymaga rozeznania i dyscypliny umysłu. Bez dyscypliny trudno by mi było podporządkować napięty plan dnia wielomiesięcznemu planowi treningowemu. Gdy przygotowywałam się do maratonu w 2014 roku, zauważyłam, że kształtowało to we mnie siłę charakteru, o jaką siebie wcześniej nie podejrzewałam. Także podczas biegu, toczy się nieustanną walkę ze swoimi myślami, które przekonują, by się poddać. Ale jednak siła woli dąży do celu.
Jednak szczerze mówiąc, takie zewnętrzne przejawy dyscypliny są tylko jednym z jej aspektów. Oprócz sprawdzania siły swej woli na zewnątrz, dane mi było kształtować też wewnętrzną siłę. Tu również konieczny był wielomiesięczny trening mięśnia umysłu, w medytacji i innych formach praktyk mindfulness. W momencie, gdy zrozumiałam, że umysł jest przydatnym narzędziem, ale to moim zadaniem jest opanować myśli i emocje oraz nabrać umiejętności takiej separacji od ego i nieoceniającej akceptacji, by zewnętrzne okoliczności nie miały na mnie destrukcyjnego wpływu. Tak, jak nauczyłam się biegać w deszczu i zimnie, co się przydało, gdy w Tromso przyszło mi biec maraton w 3 stopniach i w siąpiącym deszczu, tak samo nauczyłam się rozpoznawać destrukcyjne myśli i je puszczać, tak samo nauczyłam się mierzyć z lękami i szkodliwymi przekonaniami o sobie i świecie.
Szczerze mogę przyznać, że trening umysłu i odkrycie mojej wewnętrznej mocy, to najtrudniejszy trening, jaki do tej pory przeszłam. W kontekście nurkowania w głębię swojego cienia i poznawania go, głębokie nurkowania na wrakach wydają się niewinną rozrywką. I tu też okazało się, że nic się samo nie dzieje. Aby uwolnić destrukcyjne przekonania wdrukowane przez świat zewnętrzny, te które już nie są wspierające, a których już też nie potrzebuję jako mechanizmu obronnego, potrzeba było sporo pracy i ćwiczeń, ćwiczeń, ćwiczeń.
Czy zbieram już laury i mijam metę? Nie, daje ćwiczę. Moje największe nauki, jakie do tej pory odkryłam, to zrozumienie, że źródło szczęścia nie jest na zewnątrz, tylko wewnątrz mnie. Mam, tak jak wszyscy, dostęp do źródła mocy, którym jest moc bezwarunkowa miłość do siebie i innych, wynikająca z życzliwej akceptacji i braku osądu. Zasługuję by żyć pełnią życia i cieszyć się nim. Mam wolną wolę i mogę wybrać prawdę i wolność i brać odpowiedzialność za swoje wybory. Jak usłyszałam, miarę nieutożsamiania się ze swoim ego, ale szerszego, transpersonalnego podejścia, można poznać po bezustannym 'bananie' na ustach, od rana do wieczora.
Czuję się na tyle silna psychicznie, by wspierać innych w rozwoju osobistym. Coaching jest właśnie takim narzędziem, za pomocą którego każdy może odkryć swoja wewnętrzną moc. W coachingu nikt nie narzuca rozwiązań i nikt nie uczy, nie ocenia. W procesie sam coachee wykonuje pracę. Zadaniem coacha jest tylko, i aż, rozświetlić możliwości i zasoby, jakie coachee ma dostępne.
Zapraszam do rezerwacji sesji coachingu w biznesie lub life coachingu. Wspieram także w rozwoju osobistym na ścieżce samopoznania:
https://www.annaskupnikcoaching.com/book-online
Commenti